- Nie po to się spotkaliśmy, abyś mi pokazywał tylko zdjęcia z Alp. Romek, przejdź w końcu do tematu i puść farbę. Rozkochałeś ją w sobie? Jaka jest w łóżku? Krzyczy, gdy szczytuje?

- A więc, śnieg był tak cudowny, jakby ktoś białym igielitem... - próbował odciągnąć choć o chwilę ten moment prawdy.

- Do cholery, dopiero co byłem w górach i wiem jak wygląda śnieg. - W głosie Marcina było więcej kpiny niż złości.

- Ona nie jeździła na nartach... - Roman pękł jak skorupka orzeszka.

- Jak to? - nawet te pięć kieliszków koniaku nie osłabiło ani trochę instynktu Marcina i natychmiast zrozumiał, że w tej szafie jest trup.

- Pojechała, by oglądać widoki, by być w Alpach, by bawić się, by zwiedzać, ale nie po to, by jeździć na nartach.

- Ale nie po to by być z tobą? - Najwidoczniej to go zainteresowało.

- Wykupiłem dwie tygodniówki ważne na wszystkie kolejki górskie. Co rano wkładała stary, zniszczony dres (jak przystało na wytrawnego narciarza) i szliśmy razem do wyciągu. Oczywiście ja niosłem obydwie pary nart. Pierwszego dnia spostrzegłem, że nie ma ze sobą kijków. Na zwróconą uwagę odrzekła, że to nie moja sprawa.

Na szczycie okazało się, że nie zjeżdża, a wraca kolejką.

Myślałem, że wybrałem zbyt trudną trasę, jak na pierwszy dzień. Przyznaję, chciałem się popisać. Ta była, jedną z trudniejszych. Mogła, się zlęknąć, patrząc z góry na stok.

Następnego dnia pojechaliśmy na trasę tak łatwą, jak ośla łączka. Ale też nie przypięła nart. Nie wytrzymałem, chciałem się dowiedzieć po co tu przyjechała.

- Bo Alpy są piękne.

- A w takim razie po co narty? - zapytałem.

- Przecież umawialiśmy się, że jedziemy z nartami w góry. - Najspokojniejszym na świecie tonem, strugała ze mnie wariata. Nie bez podstaw. Tak jakoś zaproponowałem naszą wyprawę: "weźmiemy narty i pozwiedzamy Alpy".

I tak było codziennie. Razem wjeżdżaliśmy wyciągiem na szczyt. Zjeżdżaliśmy osobno, ja na deskach, ona wyciągiem. Nawet jeden raz ich nie przypięła. Chociaż nie. Ostatniego dnia kupiłem jej srebrny strój narciarski, który wcześniej przymierzała w sklepie ze sprzętem sportowym, ale nie zdecydowała się go kupić. Pięknie w nim wyglądała na tle nieba. Wtedy jedyny raz założyła deski, wzięła moje kijki i ... i zrobiłem jej zdjęcie. Nikt oglądając album nie jest w stanie domyślić się, że ona nie jeździ na nartach.

- To ty nie próbowałeś wcześniej z nią jeździć? Choćby w górach Świętokrzyskich?

- Próbowałem. Umówiliśmy się. Mieliśmy na sobotę i niedzielę wyjechać do Karpacza, aby przed Alpami podreperować formę.

- Ale, ona nie mogła i odwołała w ostatniej chwili.

- Skąd wiesz?

- Przecież to jasne. Użyłeś formy biernej czasownika, zamiast...

- Co jasne? - Przerwał wykład o gramatyce, czując jak zalewa go krew.

- Jasne, bo gdyby pojechała, to nie byłoby wyjazdu w Alpy, który jej wspaniałomyślnie sam finansowałeś! - wszystko rozumiejącym tonem wciągał Romka w zasadzkę - A na koniec byłeś niezmiernie szczęśliwy, jak na pamiątkę kupiła ci czekoladową krowę "Milka" i butelkę austriackiego sikacza?

- Nieprawda! To był najdroższy koniak, no prawie najdroższy, ale porządny i ... - Natychmiast zaprotestował. Ułamek sekundy później poczuł się tak głupio, jak myśliwy, który wdepnął w zastawione przez siebie wnyki.

- Co za hojność! Godna najwyższego uznania. - Marcin zakpił otwarcie.

- Nie po to ci się zwierzam, abyś sobie kpił. Chciałem, abyś mi pomógł znaleźć logiczne wytłumaczenie tego co się stało.

- Po prostu kolejny raz zostałeś wykorzystany jak kawałek ligniny. A teraz się strasznie dziwisz, lądując w koszu, że na opakowaniu jest napisane 'jednorazowa chusteczka higieniczna'. Jesteś przecież neurotykiem typu "do ludzi" i za wszelką cenę chcesz być kochany. A cena jaką za to płacisz, jest wyznaczalna nie tylko w złotówkach. A'propos ile wydałeś na próżno?

- Nie pamiętam. Nie liczyłem i nie chcę liczyć. To jest bez znaczenia. - próbował uniku przed następnym ciosem Marcina, który mógł okazać się nokautujący.

- Mów, a nie pierdol.

- Jakieś 1800.

- Złotych?

- Dolarów.

- O kurwa, w 5 dni. Nieźle. - Udawany podziw Marcina, zakłuł Romka jak drzazga. - A powiedz mi jeszcze, skarbeńku, gdzie ona pracuje.

- W jakimś niemieckim przedstawicielstwie, jako kierownik działu reklamy. Mówi płynnie 4 językami i zarabia lepiej ode mnie.

- I wyznaj mi koteczku - jadowity ton nie wróżył nic dobrego - jakie ona ma wykształcenie.

- Jest po uniwerku.

- Psychologia nie daj Boże?

- Nie! Socjologia. - druga noga myśliwego wylądowała we wnykach.

- Romuś, kocham kretynów zawodowo, a ciebie namiętnie. I co, nawet nie jej powiedziałeś, że w dupie masz takie wakacje z oszustką?

- Nie miałem okazji. Biła się w piersi, aż echo szło po górach, jak dźwięk Tam-tamów, że jej przykro, że rozumie jak nieuczciwie postąpiła godząc się na ten wyjazd, pod pozorem nart.

- Ale Spryciula! Wypijmy jej zdrówko! - Tym razem podziw Marcina, był w 100 % szczery. - Przekaż jej moje gratulacje. Na dodatek, udało się jej zepchnąć ciebie jeszcze głębiej w twoje poczucie winy i umocnić twój kompleks niższości.

- Nie masz racji. - Zaprotestował raczej już tylko z przyzwyczajenia. - Chociaż masz rację. Był taki moment jak na lotnisku (w drodze powrotnej) wąchaliśmy w sklepie perfumy. Miała inne zdanie o zapachach, a ja odbierałem to jako atak na moją osobę. Potem wszystko już zacząłem odbierać jako atak...

- Jak to wszystko do ciebie pasuje, Romuś. Setki normalnych kobiet lecą na ciebie z mokrymi z podniecenia majtkami. Ale nie! To nie dla ciebie! To za proste. Ty musisz sobie wyszukać zawsze jakąś pojebaną socjopatkę.

Jesteś chłopie nieuleczalnie chory na potrzebę odegrania roli mesjasza. Gdybyś żył w 16 wieku już dawno spalili by cię na stosie, albo ogłosili świętym Romankiem od narciarzy i malowane ikony z twoją podobizną sprzedawali pod wyciągiem.

- Poczekaj, Poczekaj. - poczuł jak zalewa go pot o konsystencji kisielu. Nasunęło mu się pewne skojarzenie. - U niej, w mieszkaniu wisi zdjęcie, oprawione w złocone ramki, przedstawiające ją w szalonym pędzie zjeżdżającą slalomem po stoku. Uważasz, że to tylko fotomontaż, że ona nie w ogóle potrafi jeździć na nartach?

- O nie bynajmniej nie, prawdopodobnie nie wiele gorzej od ciebie. Jej orgazmem jest sadyzm. Jej pełnym szczęściem jest panowanie nad facetem.

Najłatwiej nami, samcami, jest manipulować odmawiając nam tego czego pragniemy. Wtedy jesteśmy gotowi wszystko uczynić. Im silniejsze pragnienie, tym łatwiej panować. Im mniej się daje, tym więcej baba osiąga. w krańcowych przypadkach, facet jest gotów nawet pójść na targ o świcie, by obudzić zapachem kawusi i jajeczniczką dymiącą na tacy ustrojonej fiołkami.

- Nie, tak nie jest. - Tym razem jego protest był bardzo szczery, lecz dwie nogi zaplątane we wnykach nauczyły pokory - Ja kupowałem tylko rzodkiewki i pomidory, bo w hotelu nie dawali nam zieleniny do śniadania.

- A rób co chcesz czarne nazywaj białym, a zimę latem. I tak to nic nie pomoże. Cudu nie będzie. Nie zamienisz wody w wino, a baby w anioła, boś nie Chrystus. Każdy potrafi się zakochać, z wyjątkiem: socjopatów i polonistów.

- Dlaczego polo... - zapytał zdziwiony. - O kurwa! Znów dałem się nabrać i to na najgłupszy na świecie trik.

- Pociesz się trochę tym, że ona też nie osiągnęła do końca tego co zaplanowała. Na szczęście, nie wyglądasz na bardzo załamanego. By ją uszczęśliwić powinieneś się chociaż troszeczkę powiesić, zamiast tego bawisz się swoją głupotą i udało ci się zachować dystans do całej sprawy. - Pragnął choć trochę podbudować ego Romka. Żal mu się zrobiło głupiego poczciwiny, jakby żywcem przeniesionego w XX wiek z noweli Prusa.

- Bądź przez chwilę trzeźwym naukowcem, albo choć udawaj, ze nim jesteś. - Romek spróbował żartem połechtać dumę Marcina. - Proszę znajdź inne rozwiązanie. Proszę! - Powtórzył błagalnie.

- No dobra, niech ci będzie. Ale wpierw polej, bo suszyć zaczyna. Amerykanie wymyślili w zaoceanicznej psychologii "prawo panowania". - Najwyraźniej niskie pobudki działają także na profesorów. - Mówi ono, że na tyle czujemy się szczęśliwi w naszym istnieniu, na ile panujemy nad naszymi myślami, uczuciami, sytuacją itd.

Ona nie panuje nad wieloma sprawami, nie panuje nad swoim życiem, swoimi uczuciami, związkami, sytuacjami w której się znajduje. Ona nie potrafi pokierować swoim własnym życiem, a więc musi znaleźć kogoś, kim może kierować, na kim może odegrać się za swoje nieudane małżeństwo i związki uczuciowe. Następne co zrobi, to zerwie znajomość z tobą, by w ten sposób zapanować nad sytuacją.

- Już to zrobiła. - Przytaknął Romek.

- Najważniejsze dla niej to odzyskać kontrolę. Za wszelką cenę. Zniszczy przyjaźń, zniszczy ciebie, zniszczy nawet siebie, tylko po to, by odzyskać poczucie, że panuje.

Stan panowania jest wewnętrznym odczuciem każdego człowieka i nie ma nic wspólnego z rządzeniem. Oczywiście łączy się z innymi cechami psychiki, na przykład z kompleksem niższości. Chociaż we współczesnej psychologii odchodzi się od pojęcia kompleks na rzecz "niezaspokojonej potrzeby" i "braku obiektywnej oceny". - Zrobiła krótką przerwę, by zastawić następne sidła. - I co wolisz takie wyjaśnienie?

- Oczywiście tak. - Odetchnął z ulgą. - Kamień mi spadł z serca, że nie jest jak to nazwałaś "Spryciulą".

- Tylko nie zauważyłeś w swojej przedwczesnej radości, że twój "kamień z serca" wpadł prosto do jej ogródka.

- Jak to? - Znów dał się zaskoczyć kolejną pułapką.

- Jeśli ona jest socjopatką, to po pierwsze tego się nie leczy, a po drugie jest to przypadłość dająca poczucie szczęścia. Jeśli natomiast, ona jest uczuciowo niezrównoważona, to po pierwsze jest jej cholernie ciężko, a po drugie, tu masz przejebane i to do kwadratu, Romuś. - Za wszelką cenę pragnął go wkurzyć, by pękł i wysypał na światło dzienne, z kieszeni chłopięcych spodni, wszystkie nazbierane kamyczki i szkiełka. - I przeczuwam co teraz nastąpi, ale boję się to nawet wypowiedzieć...

- Wsadź sobie gdzieś i to bardzo głęboko swoje przeczucia. - wybuchnął Romek.

- Lepiej polej, zamiast się wściekać. Czy ty przypadkiem nie przewidziałeś, że dokładnie tak będzie wyglądał ten wyjazd w Alpy? Nie wymyśliłeś, nie zaplanowałeś przypadkiem już wcześniej całego rozwoju sytuacji wraz ze wszystkimi szczegółami.

- Dokładnie tak. - Skinął głową jakby się kajał i wychylił kieliszek jednym haustem. - Wszystko mogłem ci opowiedzieć przed wyjazdem. Szczegóły byłyby tylko nieznacznie inne. W moich wyobrażeniach nie było, oczywiście, epizodu z parą zakochanych emerytów, natomiast była scenka aktorska z celnikami na lotnisku Okęcie, której nie udało mi się odegrać. Marzyłem oczywiście, że będzie inaczej, ale znałem dużo wcześniej każdą jej reakcję. Nie odczułem najmniejszego zaskoczenia, gdy nie zjechała pierwszy raz.

- To znaczy, że nie możesz się zawiedziony?

- Nie. Tak. Sam nie wiem.

- Więc czujesz się oszukany?

- Tak, ale nie przez nią, a przez los.

- I gotów byłbyś pojechać jeszcze raz? -Marcin nie dawał za wygraną.

- Nie. To znaczy tak, ale nie na tych warunkach. Pieprzę głupoty oczywiście, że tak i to na tych samych warunkach. Ja w gruncie rzeczy... - Zamilkł.

- W gruncie rzeczy, to ty też nie pojechałeś tam na narty. Przyznaj się, ty ją po prostu kochasz jak ostatni kretyn.

- I co z tego, jak nic nie osiągnąłem... powiedz mi, co ja teraz mogę uczynić, żeby odzyskać choć część jej przyjaźni? Jeśli nawet nie przyjaźń, to ludzkie traktowanie. Chociaż zwykłą życzliwość jaką okazuje się znajomemu? - W tonie głosu Romka odczytał, że nie zbędzie go teraz zadawaniem pytań.

- Daj jej czas. To jedyne rozwiązanie. Jakiekolwiek inne twoje działanie, niezależnie od tego, jak bardzo byłoby urocze, romantyczne i sympatyczne, spowoduje tylko wzmocnienie i uszczelnienie zbudowanego muru. Ona po prostu boi się. Przekroczyłeś jakąś granicę. Przestała czuć się bezpiecznie, bo poznałeś ją lepiej niż była gotowa ci na to pozwolić. Niechcący odkryłeś coś, czego nie wiedziała, lub co gorsza sama nie chciała wiedzieć. Mogłeś to zrobić nawet nieświadomie, ale dla niej to był... - Marcin zawiesił głos szukając jakiegoś synonimu.

- Gwałt?

- Nie chciałam użyć tego słowa.

- Masz rację. Ona dokładnie tak mnie teraz traktuje. Chociaż nie wiem jak traktuje się gwałciciela. Jak na razie, to jeszcze nie spróbowałem tego sportu.

- I lepiej nie próbuj! - Marcin zupełnie poważnie potraktował ten żart. - Bo ty się do tego zupełnie nie nadajesz. Ośmieszyłbyś się tylko, a potem skomlał o wybaczenie lub zadusił własną grabą.

- Czy mogę cokolwiek jeszcze zrobić ? - Wiedział, że nic nie może. Prawda była jak pies odwracający mordę, gdy mu się próbuje spojrzeć prosto w oczy. - I tak już wszystko straciłem.

- Nie przesadzaj z tym 'wszystko straciłem'. Czasami jest lepiej nie mieć nic do stracenia. - Szóstym zmysłem rasowego psychologa, co nie jedne paznokcie zdążył obgryźć zanim rozwiązał trudny przypadek, zrozumiał że Romek nie żartuje. - Lepiej nalej po kielichu, jeśli chcesz, abym ci wymyślił jakieś rozwiązanie.

- Ona teraz panuje nad tobą. Nic nie zdziałasz jeśli tak będzie dalej. Ty musisz zapanować nad sytuacją. - Powiedział Marcin, po wysączeniu kolejnej lampki koniaku.

- Ale jak mam to zrobić?

- Odbierz jej możliwość panowania nad tobą!

- Ale jak?

- Wyprowadź się niespodziewanie i bez pożegnania.

- I co dalej?

- I nie daj jej możliwości, aby w jakikolwiek sposób mogła cię odnaleźć.

- Co mi to da?

- Zobaczysz, że będzie cię szukać, aby znów 'zapanować' nad tobą. Już po 3 tygodniach dostaniesz od niej pierwszego e-maila.

- Dlaczego po 3 tygodniach?

- Bo kobieta jest jak kura. Jak posiedzi na jajach 3 tygodnie, to musi się coś wykluć.

- Kpisz?

- Nie mam najmniejszego zamiaru. Jeśli zrobisz tak jak mówię, to się przekonasz!

- I co mam wtedy zrobić?

- Nic! Zupełnie nic!

- Jeśli się odezwiesz, to wszystko stracone! Masz pomilczeć jeszcze co najmniej 50 tygodni.

- Nie dam rady tyle czasu przeżyć bez niej.

- To się powieś możliwie szybko, zamiast się męczyć! - W głosie Marcina nie było kpiny. - Podkochujesz się w niej już 2 lata i gówno osiągnąłeś. Jak nie stać cię na poczekanie roku, to mi dupy nie zawracaj, pieprzeniem o wielkiej miłości, która ma trwać do grobowej deski.

- No, a jeśli tak zrobię, to możesz mi zagwarantować, że za rok będziemy razem?

- Na to jest tylko 50% szansy.

- A drugie 50%?

- Drugie 50% , to jest ryzyko...

- Że znajdzie innego faceta?

- Nie. Że za rok, to a ona ciebie będzie kochać, ale ty Romuś, nie będziesz już jej chciał.




Wiedeń 2003-07-25


 powrót

Andrzej Setman